Życie

wtorek, 26 lutego 2019

Bagnone - małe jest piękne.


Tym razem wybrałam się sama na kilkugodzinną przechadzkę do wioski oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów od La Spezii. Oczywiście dojechałam tam pociągiem (koszt biletu 3,60 euro). Pół godziny w pociągu między La Spezia a Villafranca upłynęło mi na czytaniu książki. Na dworcu w Villafranca wsiadłam w autobus do Bangone (nr. autobusu 15, lub 22, koszt 1,50 euro) i po 10 min. byłam na miejscu. 

Górne Bagnone


Na zdjęciu jest górna część miasteczka z zamkiem. Ja wysiadłam w dolnej części na głównym placu. Trzeba pamiętać, że we Włoszech przystanki autobusowe są na żądanie. Trzeba więc skorzystać z przycisku w autobusie aby na danym przystanku się zatrzymał. 

Zaglądając do historii tej wioski-
Pierwsze wzmianki o miejscowości Bagnone w dokumentacji pojawiły się w 963 r. Nazwa miasteczka pochodzi od rzeki, która płynie niedaleko zamku- pierwotnego centrum miasta.
Jednak same te tereny były zamieszkałe już od epoki kamienia, a odkrycie statuy Steli (o statuach pisałam tutaj ) w Treschietto udowadnia ludzką obecność na tych terenach w epoce brązu.
Bagnone znajduje się na terenie historycznego regionu- Lunigiana. Region ten został podzielony pomiędzy istniejące Liguria i Toskania. Samo miasteczko leży na przecięciu dawnych, ważnych szlaków komunikacyjnych. Zamek w Bagnone jest jednym z 60 w Lunigianie. 
Patrząc na zabudowę Bagnone, odnoszę wrażenie jakby była "spontaniczna". Budowniczowie musieli uwzględniać naturalne przeszkody (głazy, rzeki). Wygląda to jakby było troszkę"krzywo", a np. kolumny różniły się od siebie. 
W Bagnone jest też kilka mostów. Najpiękniejszy, choć najmniej okazały  jest dla mnie Ponte Vecchio. 

Stary most

Łączył on, od czasów średniowiecznych, górny zamek z dolną częścią Bagnone, aby ludzie mogli udać się na targ który się tam odbywał. 
Wzdłuż rzeki z czasem powstało wiele domostw. Większość z przepięknymi ogrodami, które "schodziły" prawie do samej rzeki. Obecnie wiele z nich oferuje pokoje do wynajęcia na wakacje.

Przydomowe ogrody

Chodząc uliczkami miasteczka, właściwie na każdym kroku znajdowałam jakieś "perełki". Odnalazłam dwie stare pralnie. Niestety obie są totalnie zaniedbane. Aż ciężko pokazywać Wam coś takiego. Widocznie jeszcze nie doczekały się odremontowania.

Zaniedbana pralnia publiczna


Za to podczas dalszego łazikowania odkryłam przepiękne ujęcie wody.

Ujęcie wodne-Lew

W Bagnone, jak i w większości włoskich miejscowości, jest kilka kościołów. Niestety byłam tam w środku tygodnia w godzinach porannych i zastałam je wszystkie zamknięte.
Moim oczom natomiast ukazał się zaskakujący jak dla mieszczucha widok. Tutaj natomiast zdawało się, że dość normalny... Pan nawet grzecznie powiedział mi "dzień dobry". Po czym dotarł do baru. "Zaparkował" konika przed i poszedł na kawę. Tylko teraz sobie nie pomyślcie, że tam tak wszyscy... Nie, nie wszyscy to jeżdżą samochodami.

Konik w Bagnone

Podsumowując, Bagnone to małe ale piękne miasteczko. Oprócz kościołów, zabytkowych domów, sklepów, restauracji i barów znajduje się tutaj teatr. A w okolicy kolejne 3 zamki. 
Tym razem, czas mi na więcej nie pozwolił i musiałam już wracać do La Spezii. Kolejnym razem wybiorę się na wycieczkę szlakami okolicznych zamków. 

Herb na murze w Bagnone

W średniowieczu były tu ważne szlaki komunikacyjne. Zamki i fortyfikacje wojskowe budowane były także w celu zapewnienia bezpieczeństwa na tychże szlakach. W okolicznych gęstych lasach grasowały bandy złodziejaszków. Były to czasy dość mroczne i niebezpieczne. Obecnie większość tych szlaków już nie istnieje, no i jest bezpiecznie. Mam w planach przejść, w miarę możliwości szlak pomiędzy okolicznymi zamkami. Zobaczymy czy się uda...


wtorek, 19 lutego 2019

Słodki pocałunek


Przepis na tą słodkość miałam już od lat. Dostałam go od jednej starszej Pani. Jednak zawsze to ona robiła Baci di Dama i przynosiła do poczęstowania. Nie miałam więc mobilizacji do ich zrobienia własnoręcznie. 
Wreszcie się zebrałam i oto są- Baci di Dama.

Oczywiście, na początek troszeczkę historii-
Przepis na ciasteczka powstał w Tortonie w XIX wieku. Oryginalny przepis zawiera orzechy laskowe (piemontese), które w tym rejonie były łatwo dostępne. Natomiast już w roku 1810, Stefano Vercesi zmienił recepturę zastępując orzechy, droższymi migdałami. Wystawiając ciasteczka na Międzynarodowych Targach w Mediolanie w 1906 roku zdobył Złoty Medal. Od tego czasu Baci di Dama rozpowszechniły się w całych Włoszech. 
Legenda głosi, że ciasteczka są przepisu zakochanego piekarza. Dlatego stworzył ciasteczko które swym kształtem przypomina słodki pocałunek.

Do czasów dzisiejszych, przepisów na Baci di Dama jest kilka. Zmieniają się składniki- jedne są z orzechami, inne z migdałami a jeszcze inne pół na pół. Zmienia się też nadzienie. Są z gorzką czekoladą, są z białą, z Nutellą.

Przepis, który chciałam Wam przedstawić bazuje na oryginalnym, jest więc z orzechami laskowymi.

Składniki:
125 gr orzechów laskowych, 125 gr. cukru, 125 gr. mąki, 110 gr. masła, 100 gr. czekolady(70%).




Najpierw należy obrać orzechy. Patelnię posmarować masłem i "podprażyć" orzechy, tak żeby łatwo było zdjąć brązową skórkę. Oczywiście można kupić już obrane, prażone orzechy laskowe. Następnie należy je zmiksować na drobny proszek, taką mączkę. Zagniatamy razem- mąkę, orzechy, cukier i masło. Kulę ciasta owijamy folią i wkładamy do lodówki na pół godz. Płaską formę smarujemy masłem i oprószamy mąką. 



Na taki biały puszek układamy uformowane w małe kuleczki ciasto. Kuleczki maja być malutkie! Formę z kuleczkami wkładamy do piekarnika nagrzanego do 150 stopni i pieczemy około 15 min. Rozpuszczamy czekoladę w kąpieli wodnej. Gdy ciasteczka ostygną możemy je przełożyć czekoladą. I gotowe. 



Baci di Dama nadają się fantastycznie do kawki lub herbatki na popołudniowe spotkanie ze znajomymi. Uwaga, znikają w zastraszająco szybkim tempie! U mnie już zjedzone... Czas na zrobienie kolejnej porcji, na sobotnie spotkanie z koleżanką.
Mam nadzieję, że przyda się Wam taki przepis i że go wypróbujecie. Smacznego.

wtorek, 12 lutego 2019

Przysmak z Zielonej Oazy


Po całym dniu spędzonym na poszukiwaniach własnego lokum, wieczorem trafiliśmy do restauracji "L'Oasi Verde" na kolację. Restauracja słynie z jednych z najlepszych Panigacci w okolicy. 

Co to są te panigacci i skąd pochodzą? 
Są to okrągłe, płaskie chlebki. Ciasto robi się z mąki, wody i soli, ale bez zakwasu. Wiadomo, że panigacci pochodzą z miejscowości Podenzana w Lunigianie. Przepis istnieje od starożytnych czasów .




Rodzinna restauracja L'Oasi Verde istnieje od lat 90- tych. Specjalizuje się w kuchni regionu Lunigiana. Można zjeść oczywiście wszystko, od przystawek poprzez makarony (własnej roboty), dania mięsne aż po przepyszne desery. 
My jednak mieliśmy nieodpartą chęć na panigacci.
Można podejrzeć jak są wypiekane. Jednak przepis jest sekretem szefa kuchni.



Najpierw formy  z gliny i miki są rozgrzewane w piecu opalanym drewnem. Później jest do nich nalewane płynne ciasto. Formy, zwane "testo", są ustawiane jedna na drugiej po kilka, aby ciasto zapiekało się z obu stron jednocześnie.



Panigacci podawane są na stół, po kilka w wiklinowych koszyczkach . My do nich zamówiliśmy półmisek wędlin i serek stracchino.





Najczęściej jest podawany także ser gorgonzola, ale akurat my za nim nie przepadamy. Oczywiście nie mogło zabraknąć zimnego piwka. 



I danie było gotowe. Mogliśmy przystąpić do zajadania się panigacci. Zawsze jak idę na takie jedzonko konkuruję sama ze sobą ile dam radę zjeść. Bardzo mi smakują, ale są dość sycące. Na razie mój rekord to zjedzenie 4 panigacci. Ciekawe czy kiedyś uda mi się pobić mój własny rekord?



Jeśli kiedyś będziecie w regionie Lunigiana spróbujcie koniecznie panigacci w jednej z licznych restauracji. Szczerze polecam. Danie naprawdę smaczne i nie za bardzo drogie (zależy oczywiście jakie i ile zamówicie wędlin). A spróbujecie jednego z dań regionalnych, znanego od bardzo dawnych czasów. Smacznego.

wtorek, 5 lutego 2019

W siódmym niebie


Ostatnio mieliśmy ogromną ochotę na dobrą pizzę. A jak na pizzę to tylko do " Al settimo cielo"-czyli "W siódmym niebie". Właściwie nazwa mówi sama za siebie i mogłabym dodać tutaj tylko kilka zdjęć i post o restauracji-pizzerii gotowy.


Włoska pizza


Zacznę jednak od tego, że restauracja mieści się w Lizza. To część La Spezii położona już na wzgórzu. Dokładny adres- Via della Lizza 23 , La Spezia.
Obecnie jest zima, więc zamówiliśmy stoli w jednej z dwóch sal w środku. Pizzeria posiada ogromny taras z przepięknym widokiem na całą zatokę w La Spezii. Latem, więc jak najbardziej polecam zamawiać stolik na tarasie. Wtedy do pysznego jedzonka dochodzi widok zapierający dech w piersiach. Bezbłędne połączenie, polecam gorąco.

W menu restauracji znajdują się też oczywiście przekąski, pierwsze i drugie dania, oraz desery. Dla mnie jednak w "Al settimo cielo" jest najlepsza pizza w mieście.

Stolik oczywiście trzeba, jak w większości włoskich restauracji, zamawiać telefonicznie wcześniej.


Regionalne piwko

Jak to w większości włoskich lokali wybór win jest dość duży, ale z piwem troszkę ciężej. Tutaj jednak dostaliśmy całkiem dobre regionalne piwo. 
Muszę przyznać, że nigdy nie byłam w tej pizzerii sama. A pizzę zamawialiśmy zawsze razem, lub w kilka osób. Zamawiając dostaje się duuużą pizzę, ale jedną. W naszym przypadku była to jedna pizza pół na pół smakami jakimi zamówiliśmy. Jeśli byliśmy w dwie pary to były adekwatnie dwie pizze, 4 smaki. Przyznaję, że te pół pizzy to troszkę mniej niż normalna jedna pizza w innej pizzerii. Ale smak wyśmienity.



Daliśmy jednak radę najeść się tą pizzą. 
Po pizzy z ogromną ochotą zmówiliśmy również deser. Wybór był spory. Oboje jednak zdecydowaliśmy się na ciasto czekoladowe. 



Samo ciasto było naprawdę dobre. Mocno czekoladowe i dodatkowo z Nutellą . Jak dla mnie tylko zupełnie nie potrzebna ta śmietanka. Głównie ze względu, że była to śmietanka sztuczna. Gdyby była świeżo robiona, byłaby świetnym dodatkiem.

Podsumowując. Jeśli macie ochotę na zjedzenie przepysznej pizzy, przy okazji mając cudowny widok na morze i zatokę La Spezii to bardzo polecam "Al settimo cielo"