Życie

poniedziałek, 24 czerwca 2019

Melanzane czyli bakłażan

Dziś będzie króciutki i prosty przepis na bakłażana. We Włoszech warzywo to właściwie króluje na stołach. Służy i jako dodatek i jako danie główne. Wielu ludzi boi się go używać z winy jego gorzkawego smaku. Jednak nie ma z tym najmniejszego problemu przy odpowiedniej obróbce. 
Do tego "dania"(duże słowa na coś tak prostego), zainspirowała mnie Lucia i jej przepisy. Można je potraktować jako przystawkę. Ja jednak zrobiłam w dużej ilości i zjedliśmy na kolację. Nawet mój mąż się najadł.

Zaczynamy od zakupienia bakłażana. Myjemy go i kroimy na plasterki. Solimy z obu stron i odkładamy na sitko. Czekamy aż z solą odsiąknie też goryczka. 

Składniki: Bakłażan( lub kilka), pomidor, mazzarella, tuńczyk w oliwce, sól, pieprz i oregano suszone.

Jak już z plasterków bakłażana zejdzie sól z goryczką, osuszamy je ręcznikiem papierowym. Układamy na patelni do smażenia lub na grillowej. U mnie patelnia grillowa. 
Grilluję z obu stron. 

Bakłażan grillowany

W tym czasie odsączam z wody , na sitku też mozzarellę. Pomidorki myję i i kroję na plasterki. Każdy z nich solę i pieprzę a także obsypuje oregano. 
Mozzarellę należy pokroić w drobne cząsteczki.

Dodatki do bakłażana

Na każdym plasterku bakłażana układam pomidora, pokruszonego tuńczyka i mozzarellę. Na nowo kładę na patelnię grillową. Przykrywam pokrywką i czekam aż ser się rozpuści. Można oczywiście zapiec to w piekarniku z opcją grill górny. Wówczas mozzarella nabierze jeszcze ładniejszego koloru.Ja robiłam na patelni, więc poczekałam tylko jak mozzarella się rozpuści. Danie należy spożywać na gorąco. Wyszło pysznie. 

Bakłażan z dodatkami


Jeśli nie macie zbytnio ochoty na wymyślanie wykwintnych dań, lub czasu na nie. To takie danie będzie w sam raz. 
Smacznego.

piątek, 7 czerwca 2019

Nasze włoskie mieszkanko.


Wreszcie nam się udało! Staliśmy się posiadaczami mieszkania. Mamy nasze własne "gniazdko".
Dopiero co pisałam o "smuteczkach na obczyźnie", a tutaj przebijają się też radości. Od stycznia walczyliśmy o to mieszkanie. Załatwianie wszelkich formalności we Włoszech trwa  i trwa.... A to któregoś urzędnika od któregoś z kolei stempelka nie ma, bo chory i na zwolnieniu. Trzeba było czekać 5 tygodni! 
Ale od początku. 
Mieszkania zaczęliśmy szukać pod koniec zeszłego roku. Internet rozgrzewał się do czerwoności a ja godziny spędzałam na poszukiwaniach. Wiadomo jak coś nam się podobało, to było za drogie. Jak cena pasowała to rudera. Szczególnie, że w obecnej naszej sytuacji mieliśmy budżet dość ograniczony. 
Udaliśmy się do banku, przedstawiliśmy naszą sytuację i dowiedzieliśmy się na jaki kredyt możemy liczyć. Trafiliśmy na kompetentne osoby, które na spokojnie wytłumaczyły nam wszystkie zawiłości i procedury. Sprawdziliśmy też ratę kredytu, abyśmy wiedzieli czy damy radę spłacać go spokojnie, bądź co bądź przez kolejne 30 lat!
Poszukiwania lokum trwały, a my obejrzeliśmy sporo różnych nieruchomości. Trafialiśmy też na najróżniejszych agentów nieruchomości.... Aż nie mogę się powstrzymać i o jednym napiszę. Chcieliśmy zobaczyć jeden dom z ogrodem. Umówiliśmy się z agentem, że to on nas tam podwiezie. Przyjechał, oczywiście spóźniony- no ale ok, każdemu może się zdarzyć. Przyjechał samochodem w którym przewoził rusztowania i farby! Ciężko było usiąść żeby się nie ubrudzić. Okazało się, że nieruchomość jest dużo dalej, niż było napisane w ogłoszeniu. Wejść można było tylko od strony ogrodu. A tam trawa po pas, a lało przez 3 ostatnie dni. Ja naprawdę wszystko rozumiem, ale mógł uprzedzić. Buty mieliśmy przemoczone. Pan po drodze zbierał jabłka które opadły i zajadał się nimi, przy okazji próbował z pełną buzią rozmawiać z nami. Kolejnego szoku nad zachowaniem tego człeka doznaliśmy chwilkę później.  Po wejściu do domu, on został na zewnątrz. Za chwileczkę wyszłam, bo chciałam się spytać o kuchnię, a on odwrócony( chociaż tyle) tyłem do drzwi wejściowych po prostu załatwiał swoją potrzebę! Oczywiście na do widzenia ręki mu nie podałam !!! Długo się zastanawiałam w jaki sposób jego biuro nieruchomości w ogóle funkcjonuje???? Bycie tak niekulturalnym(delikatnie rzec ujmując), chyba mu klientów nie przysparza?!
Wracając do naszego mieszkania. Wiedzieliśmy, że za kwotę którą dysponujemy nie uda nam się kupić mieszkania w miejscowości gdzie mieszkaliśmy dotychczas. Szczególnie, że mój kochany małżonek uparł się na posiadanie ogródka. Nie to żebym ja była temu przeciwna, ale u niego było to priorytetem. 
Wreszcie znaleźliśmy coś co by nam odpowiadało. Niedaleko miejscowości o której pisałam tutaj.
Na szczęście tym razem agent nieruchomości okazał się człowiekiem na wskroś dyspozycyjnym i kompetentnym. Wspaniale się z nim współpracowało. Obejrzeliśmy lokum i zaczęły się pertraktacje co do ceny. We Włoszech, przynajmniej w ostatnich latach jest możliwość targowania się o cenę. 
Po ustaleniu ceny, podpisaliśmy umowę przedwstępną i zostawiliśmy zaliczkę( tzw. caparra). Staraliśmy się aby zaliczka była jak najniższa. W ofercie zakupu zazwyczaj też wpisuje się termin ostatecznego zakupu mieszkania. Trzeba uważać. Nas uprzedzono, że jeśli z jakiś powodów my zrezygnujemy w tym czasie z zakupu, lub nie wywiążemy się z tego terminu, przepada nam zaliczka. Jeśli jednak nie doszło by do zakupu z winy sprzedających, to wówczas oni oddają nam zadośćuczynienie w wysokości podwójnej kaucji. 
W tym właśnie momencie poszukaliśmy też dobrego notariusza. Warto zwrócić się do kilku i sprawdzić kosztorys . Notariusz to nie jest tania sprawa, a bardzo potrzebna! To notariusz w pierwszej linii sprawdza, czy z mieszkaniem jest wszystko w porządku od strony prawnej. Bank w tym czasie też zaczyna działać, czyli wysyła do mieszkania rzeczoznawcę, który ogląda bardzo dokładnie i wycenia Nasze przyszłe mieszkanie. 
Oczywiście wszystko to pochłonęło masę czasu i nasze nerwy. Ale jak najbardziej było potrzebne. Czekaliśmy na każdą opinię, każdy telefon "jak na szpilkach". Wreszcie doczekaliśmy się na ten najważniejszy od notariusza i z banku. Dobrze jest też sprawdzić oferty różnych banków, każda jest troszkę inna i poszukać tego co nam najbardziej odpowiada. Po tych wszystkich procedurach, sprawdzaniach i kontrolach wreszcie nadszedł dzień podpisania umowy kupna. W naszym przypadku wszystko odbyło się w bardzo miłej atmosferze. Złożyliśmy ogrom podpisów i ....... mieszkanko jest NASZE!



W sumie od momentu jak zobaczyłam "to" ogłoszenie, do momentu gdy dostaliśmy klucze minęło ponad 5 miesięcy. Ale jest, mamy to. 
Wiem, teraz nas czeka jeszcze masa pracy. Szczególnie, że wszystko robimy sami. Ale jaka satysfakcja. 
Przeprowadzamy się w nowe miejsce. Zawsze tamte okolica bardzo nam się podobały. Jednak to przeprowadzka z miasta do miasteczka, właściwie wioski. Ciekawe jak nam się będzie mieszkało? No i to zupełnie inny region Włoch, choć odległość od dotychczasowego miejsca to tylko 30 km.