Życie

czwartek, 20 grudnia 2018

Jarmarczna wycieczka- Vipiteno.


Przed świątecznie chciałam Wam jeszcze napisać o naszej ostatniej podróży.
Zazwyczaj wybieramy kierunek i sami organizujemy cały wyjazd. Poruszamy się zazwyczaj albo samochodem, albo pociągami. Naprawdę mało kiedy korzystamy z ofert biur podróży. Nie przepadam za chodzeniem za przewodnikiem... Wolimy sami odkrywać nieznane uliczki, zakątki, czy szlaki. Tym razem jednak skorzystaliśmy z oferty jednego z biur. Dlaczego? Ponieważ w ofercie był przejazd, kolacja, nocleg, śniadanie i drugiego dnia znowu przejazd zapewniający drogę powrotną. Reszta czasu dowolnie spędzona. A bardzo nam zależało na zobaczeniu jarmarków świątecznych w tych miejscowościach, więc czasu powinno nam wystarczyć. Dzisiaj opiszę tylko miejscowość do której dojechaliśmy najpierw- Vipiteno. 

Czas start. Pobudkę mieliśmy o 4 rano. Autobus miał przyjechać po nas o 4.50. Torba spakowana, aparat też, ciepłe ciuchy założone i w drogę.
Firma solidna, punktualna jak na włoskie warunki nawet bardzo- opóźnienia tylko 15 minut było. W autobusie spokojnie sobie wszyscy dosypiali, oczywiście oprócz kierowcy.
Droga na początku monotonna, także książka się przydała. Zatrzymaliśmy się na jednym z Autogrilli na włoskie śniadanko. Cappuccino i croissant z nutellą o 7 rano w podróży, smakuje wyśmienicie. A później wstało słonko, a krajobraz za oknem zaczął się powoli zmieniać. I jak małe dziecko, już do końca podróży siedziałam z nosem wlepionym w szybę.



Gdy dojechaliśmy na miejsce właściwie był czas na obiad. Lubimy smakować miejscową kuchnię gdziekolwiek jesteśmy. Każdy region Włoch ma co innego do zaoferowania. Tym razem zależało nam na czasie, więc chcieliśmy zjeść "coś na szybko" a sycące. Zdecydowaliśmy się na bruscette ze speck (boczek). 



Najedzeni ruszyliśmy na jarmark świąteczny i zwiedzanie Vipiteno.

Troszkę historii o samym Vipiteno:
Pierwsza osada rzymska w tym miejscu prawdopodobnie pochodziła z 14 r.p.n.e. kiedy na szlaku komunikacyjnym pomiędzy Włochami a krajami poza Alpami, Druso Maggiore założył stację wojskową o nazwie "Vipitenum". W starożytności Vipiteno znajdowało się w środku głównych szlaków komunikacyjnych. W 1252 r. ówczesny papież Innocenty IV nazwał je miastem. Na przełomie XV i XVI w. Vipiteno zostało znacznie rozbudowane (info z Wikipedii). 
Miasteczko znajduje się na wysokości 948 m.n.p.m. w prowincji Bolzano w regionie Trydent- Górna Adyga, blisko granicy z Austrią. Otoczone jest przepięknymi szczytami górskimi- Monte Cavallo (2176m) na zachodzie, Huhnerspiel (2800m) na północnym wschodzie i Cima di Stilves (2422m) od południa. 



Jadąc jeszcze autobusem, pani przewodnik opowiadała, że część ludzi z tego regionu chciałaby przyłączenia ich do Austrii. Albo stworzenia oddzielnego państwa, podobnego do San Marino. Ja przebywając  tak króciutko w tej miejscowości nie odczułam tego. Jedyne co mogę stwierdzić, to że wszystkie nazwy (łącznie z nazwą samego miasta) są dwujęzyczne- włoskie i niemieckie. Większość ludzi porozumiewa się w obu językach. A dodatkowo można usłyszeć lokalny dialekt, który jest wymieszaniem obu języków. 

My po obiadku, udaliśmy się uliczkami w kierunku placu na którym odbywał się jarmark świąteczny. Głowa chciała mi się urwać od rozglądania się wokoło. Przepiękne te uliczki, a właściwie każda z kamieniczek zasługiwała na uwiecznienie. 



Wyglądały jak domki dla lalek. Co jedna to piękniejsza i inaczej przyozdobiona.



Wreszcie dotarliśmy na sam jarmark. Cudów i ozdób choinkowych/ świątecznych od liku. Przebierać i wybierać.



Każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Oczywiście na jarmarku były także stoiska z jedzeniem regionalnym. Nie mogło też zabraknąć słynnego vin brule na rozgrzewkę. Czyli grzane, czerwone wino z dodatkami cukru i przypraw aromatycznych. Mój mąż nie musiał prowadzić samochodu, więc spokojnie mogliśmy skosztować tego przysmaku.



Na sam koniec pobytu w Vipiteno, nasze kroki skierowaliśmy do pobliskiej kawiarenki aby spróbować słynnego ciasta- strudla z jabłkami. Trzeba przyznać było przepyszne. A zapach w kawiarence był (brakuje mi odpowiedniego słowa).... powalający!



I tym słodkim akcentem zakończyliśmy nasz pobyt w Vipiteno. 
Muszę się Wam przyznać, że tą miejscowość odwiedziliśmy już po raz drugi. Kilka lat temu byliśmy tutaj zupełnie prywatnie. Wtedy przyjechaliśmy na weekend. Jeden dzień na jarmarku i zwiedzaniu miasteczka. Drugi w centrum odnowy biologicznej. Też było świetnie, Jak odnajdę zdjęcia z tamtej mini podróży, to napiszę post. Kolejnym razem wybierzemy się do Vipiteno w okresie letnim, aby poznać tamtejsze szlaki górskie .

W następnym poście opiszę Wam dalszy ciąg naszej wycieczki. Byliśmy jeszcze po stronie austriackiej. Odwiedziliśmy miasteczko Rattenberg i Innsbruck.

A czy Wam zdarzyło się odwiedzić Vipiteno? Jakie były Wasze odczucia co do tego zakątka?

10 komentarzy:

  1. Nie byłam w Vipiteno i podoba mi się Twoja wycieczka.
    W ogóle tęsknię za Włochami...
    Pewnie czas na kolejną podróż.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podróżowanie jest piękne. A Włochy są bardzo wdzięcznym krajem do podróżowania. Na chwilę obecną proszę się rozgościć u mnie, czytania nie zabraknie. A już po Świętach będzie kolejny post z tejże wycieczki. Cieplutko pozdrawiam.

      Usuń
  2. Świetna wycieczka, marzy mi się wyprawa na ten jarmark 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Na razie widziałam we Włoszech Rzym, ale widzę, że są kolejne miejsca, które warto zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tam jeszcze nie dotarliśmy ale to nie za czy że nie dotrzemy :) super wyprawa z takimi widokami jak lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale mam ochotę na takie włoskie śniadanie, czy te słodycze o których była mowa :) Ciekawa wycieczka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy nie byłam w tym zakątku świata. Dzięki Tobie mogę pozwiedzać kawałek świata :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo bym chciała to zobaczyć. Tyle miejsc we Włoszech mam jeszcze do odkrycia ☺️

    OdpowiedzUsuń
  8. Super wycieczka aż człowiek nabiera apetytu na takie wojaże

    OdpowiedzUsuń