wtorek, 26 listopada 2019
Remontowe włoskie życie cz.1
Na początku muszę przeprosić wszystkich którzy czytają mojego bloga. Wiem, wiem dawno nic się tu nie działo, ale to dlatego że w realu działo się aż nadto.
Remont pochłoną nas całkowicie. A przecież braliśmy domek w którym podobno było "mało do zrobienia".
No dobrze zacznę od początku....
Nasz dom został wybudowany w latach 80. Już sam fakt tego, że to Włochy a nie Polska pewne formy budowy lekko mnie zaskakiwały i nadal zaskakują. No, ale wiadomo inne przepisy inne normy. Inną sprawą jest to, że poprzednimi właścicielami byli starsi ludzie, którym nie w głowie były jakiekolwiek remonty. Po śmierci staruszków, dom był przez 2 lata wynajmowany. Lokatorzy, którzy wynajmują raczej nie remontują. Później dom przez 1,5 roku stał samotny. Aż znaleźliśmy się my, którzy pokochaliśmy go od pierwszego wejrzenia.
Kupując go widzieliśmy większość rzeczy które trzeba naprawić, zmienić. Ale po pierwsze- naprawdę bardzo na się spodobał, a po drugie- wiadomo koszt przystępny.
Jak już był nasz... zakasaliśmy rękawy i wzięliśmy się do pracy. I ta praca właściwie trwa nieprzerwanie od czerwca. Końca niestety jeszcze nie widać. Na początku miałam w głowie taką ideę, że wszystko musi być zrobione natychmiast. Strasznie się tym stresowałam. Nocami nie spałam tylko kombinowałam i organizowałam wszystko. Wiadomo, pieniądze nas ograniczają w wielu sprawach. Fachowcy we Włoszech też nie spieszą się jakoś zbytnio z pracami, a nie wszystko możemy zrobić sami.
Po podpisaniu aktu kupna, mieliśmy dwa tygodnie na przeprowadzę z naszego wynajmowanego mieszkania. W pierwszej kolejności trzeba było ogarnąć sypialnię, 1 łazienkę i kuchnię. A tu prawie cały dom w tapecie papierowej z lat 80!!! Ale się działo...
Musieliśmy też pozamawiać meble. Remont jakoś ogarnialiśmy. Pierwsze schody zaczęły się przy zakupie mebli. Zamówienia szły z dwóch firm.
Jedna znana we Włoszech firma, wywiązała się w 100% . Wszystko było na czas. Doradzili w wyborze. Polityka firmy jest taka, że dopłacając 10% do zakupu oni wszystko przywożą w wyznaczonym terminie i montują. W naszym przypadku meble do łazienki mogli zmontować tylko częściowo, ponieważ czekaliśmy jeszcze na hydraulika. Później musieliśmy tylko złożyć lustro z umywalką, użyć silikonu pomiędzy i gotowe.
Druga firma (jej oddziały są też w Polsce), no niestety nie było już tak kolorowo. Postanowiliśmy nie zamawiać przez internet, tylko pojechać do sklepu żeby sprawdzić sprzęt i porozmawiać, licząc na jakąś pomoc, doradzenie. Okazało się, że Pani z oddziału kuchennego ma akurat pauzę na obiad- 2 godz!!! Nie ma jej kto zastąpić. Tak się wkurzyliśmy, że poszliśmy do kierownika. Ten zlecił obsługę klientów ludziom z oddziału łazienkowego.... Skończyło się tym, że i tak czekaliśmy na Panią, która poszła na obiad. Zrozumcie mnie, nie byłam wściekłą, że kobieta poszła na obiad. Każdy ma prawo do przerwy. Tylko, że my też byliśmy bez obiadu. Powinni się jakoś wymieniać. Przecież skoro sklep nie ma zarządzonej przerwy (jak większość innych), to powinien ktoś obsługiwać.
No dobrze, Pani wreszcie przyszła. Nawet co nie co potrafiła doradzić. Okazało się że nie miałam przy sobie wymiaru jednego szczegółu z kuchni który był potrzebny. Nam bardzo zależało na czasie dostarczenia do domu zakupionych produktów. Dlatego np. wybraliśmy zlew kuchenny który był dostępny "od ręki". Musieliśmy podobno poczekać tylko na docięcie blatu kuchennego. Pani podała mi mail do jej oddziału w sklepie, abym jeszcze wieczorem mogła przesłać brakujący wymiar. Co oczywiście zrobiłam zaraz po powrocie do domu.
Wiedzieliśmy, że po docięciu blatu ktoś się z nami skontaktuje co do daty przywozu zamówienia. Mieli na to kilka dni. Długo nikt się nie odzywał. Ja niedługo miałam jechać do Polski, a tu kuchnia w pełnym rozgardiaszu. Gotowanie na kuchence biwakowej, pożyczonej od znajomych. Dobrze, że ciepło było. Jadaliśmy sałatki i rozpalaliśmy grilla....
Oczywiście do sklepu dodzwonić się nie można było. Automatyczna sekretarka, milion numerków do powciskania, na końcu i tak nikt nie odpowiada. Koniec końców, zadzwoniliśmy na num. Pani która nas wtedy obsługiwała. Jej num.tel. był w stopce przy mailu. Udało się. Jest. Dodzwoniliśmy się. Jednak jedyną informację, którą uzyskaliśmy było, że spróbuje się dowiedzieć co się dzieje i oddzwoni. Zadzwoniła... po kilku dniach. Podobno trzeba było poczekać na płytę gazową! Jak to?! Przecież ze względu właśnie na czas , braliśmy wszystko co "było od ręki"! Sama nam tak doradzała. Nie pozostało nam nic innego jak czekać. Po kolejnych dniach jest znowu tel. od tej Pani, że zamówienie już gotowe i przyjdzie.... za 2 tygodnie! Jak byliśmy w sklepie mówiliśmy, że wyjeżdżamy i dostawa ma być przed wyjazdem. I ona nas w tym zapewniła. Pani przesłała mi dokładną listę zamówienia i okazało się, że zlew pomyliła i zapisała prawy a nie lewy. W tych typach zlewów dziura na kran jest od razu, także jest to ważne. Zadzwoniłam, mając nadzieję, że jest to pomyłka tylko w jej zapisie. Niestety. Trzeba znowu czekać na to aby przyszedł kolejny zlew tym razem już prawidłowy. Całe zamówienie dotarło wreszcie pod koniec mojego urlopu w Polsce. Po czym znowu okazało się, że coś jest nie tak. Blat który kupowaliśmy cena była za ponad 3 metry. Sprzedawany w takich długościach. Nam był potrzebny krótszy. A pozostały kawałek do wykorzystania na szafkę z drugiej strony kuchni. W ty dłuższym kawałku miały być wycięte otwory na zlew i płytę gazową. Owszem otwory zostały wycięte, ale odciętego kawałka już nam nikt nie dostarczył. Znowu telefony. Okazało się że Panowie którzy odcinali zapomnieli dołożyć do zamówienia, a teraz już tego kawałka nie ma. Tym razem wściekł się mój mąż. Długie rozmowy z kierownikiem, przeprosiny, wycena brakującego kawałka i zwrot kosztów. Jeszcze czeka nas wycieczka do Genui do sklepu po odbiór pieniędzy.
Na pewno sklep nas do siebie skutecznie zniechęcił! Raczej już żadnych zakupów tam nie zrobimy, pomimo korzystnych cen i dużego wyboru produktów.
Na szczęście w tym czasie remontowaliśmy inne części domu. Po powrocie z Polski troszkę odpuściłam tzn. przestałam się tak stresować, że coś nie jest zrobione na wczoraj. Śpię spokojniej, ale ręce urobione po pachy. W kolejnej części zmagań remontowych pokaże kilka zdjęć z tego co zrobiliśmy.
Teraz czekamy jeszcze na hydraulika, żeby wymienił prysznic. Wczoraj był kominiarz. Na prawdę nam się nie nudzi.
Muszę Wam jednak coś powiedzieć- satysfakcja jest ogromna! Tak patrzę na zdjęcia ile się zmieniało. Mam nadzieję, że i dom jest nam wdzięczny, że wreszcie ktoś o niego dba. Jest coraz więcej "Nas" w tym domu i to mi się bardzo podoba. Zaczynam naprawdę czuć się w tym miejscu jak w DOMU.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przynajmniej będziecie mieć bogate wspomnienia :) a jak wszystko się ułoży, to potem będziecie z uśmiechem wspominać te wszystkie przygody w trakcie remontu. Ważne, że idzie do przodu!
OdpowiedzUsuńJuż się zaczynamy delikatnie podśmiewywać z tego. Szczerze powiem, że po postu jestem dumna i szczęśliwa, że te prace postępują. Na wiosnę mam nadzieję, że już będzie ładnie.
UsuńJak się cieszę, nie ma to jak "u siebie" :)
OdpowiedzUsuńJa też się cieszę. I choć na razie jest czasem ciężko i jeszcze wiele do zrobienia, to wiem że będzie lepiej i "u siebie"!
Usuń